piątek, 18 listopada 2016

DO ZNACZNIKA: WARTO WALCZYĆ!

Ostatni, wakacyjny post dotyczył przyrodniczego punktu widzenia jakiego możemy zarzucić na Pomorze Gdańskie. Teraz powrócimy na Pomorze znowu, jednak cofniemy się o kilka wieków wstecz. Jak to było z Pomorzem Gdańskim, kiedy już "było polskie"? Zapraszam do lektury.




Pomorze Gdańskie na przestrzeni wieków było jednym z najważniejszych terenów wchodzących w skład Królestwa Polskiego. Dzięki niemu miało ono dostęp do Morza Bałtyckiego, do portów, skąd drogą morską mogło transportować towary, przyjmować je lub po prostu dominować w krajach północnej, jak i wschodniej Europy. Kraina ta jednak od samych początków istnienia państwa polskiego była „kwestią”, nad którą naprzemiennie stawiano kropkę lub znak zapytania. Prawdopodobnie najcięższymi czasami, kiedy to Polska musiała starać się – walczyć – o te tereny był przełom wieków XIV-XV. Wtedy to, po raz kolejny utracono Pomorze i wydawałoby się – już naprawdę.

Polska za panowania Władysława Łokietka (Źródło mapy: wikipedia)

                        Wszystko zaczęło się od „klęski”. Polska jeszcze nie była nawet porządnie zjednoczona po latach rozbicia dzielnicowego, a tu już musiała zmierzyć się z kolejnym problemem. Kiedy starano się uporać z buntem Jana Muskaty w Małopolsce, na drugim końcu kraju miały miejsce niemniej złe wydarzenia.
Już w XIII i XIV wieku Brandenburczycy opanowali terytoria niedalekie dla Pomorza Gdańskiego: nadnoteckie grody Drezdenko i Santok, oraz ziemię między Notecią a Drawą. Niedługo później wystąpili z pretensjami o tereny nadmorskie podpierając się na obietnicach Wacława II jak i Wacława III. W 1308 roku zaczęli zbrojny podbój Pomorza. Przy pomocy niemieckiego mieszczaństwa zdobyli Gdańsk. Niemogący przybyć na miejsce Łokietek zezwolił na pomoc przy próbie odbicia terenów. Nie spodziewał się jakie to może mieć skutki.
Na pomoc wezwano osiadły w ziemi dobrzyńskiej zakon krzyżacki, wygnany wcześniej z terenów Węgier. Ci bez problemu odbili Gdańsk. Zapomnieli tylko oddać go prawowitemu władcy, a przy tym dokonali rzezi na polskiej ludności tych terenów. Nie czekali aby rozpocząć podbój dzielnicy pomorskiej. Tak właśnie w 1309 roku już całe Pomorze było w rękach krzyżackich, a próby pokojowych rozmów spełzały na niczym. Kiedy rokowania nie pomogły sprawę wysłano do kurii papieskiej.
Sąd papieski, mający miejsce w Inowrocławiu i Brześciu Kujawskim w latach 1320-1321 wydał wyrok. „Skazywał on Zakon na oddanie Pomorza Polsce i zapłatę znacznego odszkodowania”– odszkodowaniem miała być wypłata 30000 grzywien oraz pokrycie kosztów procesu. Fakt faktem Zakon nie dotrzymał żadnej z wytycznych. Uzyskał nawet zawieszenie wyroku od kurii w Awinionie. Odwołanie od wyroku popierali dowodami na stronniczość. Podczas procesu przesłuchano 25 świadków ze strony polskiej, a krzyżackiej – żadnego. Do tego wyznaczonymi przez papieża sędziami byli polscy duchowni – arcybiskup gnieźnieński Janisław, biskup poznański Domrat i opat klasztoru mogilneńskiego Mikołaj.
Kolejny wyrok sądu podkreślił jedynie słowiańskość dzielnicy pomorskiej i powinność przynależności do Królestwa Polskiego. Poza tym dało to coś o wiele gorszego – pretekst do – i tak nieuniknionej – walki zbrojnej.
Zakonnik krzyżacki

                        Wojna ta, Polski z zakonem krzyżackim o uzyskanie Pomorza trwała przez 5 lat, a bitwy toczono głównie na terenach oblegających dzielnicę pomorską. Kujawy, ziemia dobrzyńska, północna Wielkopolska.
Przez owe działania wojenne utraciliśmy ziemię dobrzyńską, wielu mieszkańców spalonych i zniszczonych Kujaw, kolejne nadzieje na odzyskanie Pomorza, bo w czasie zajmowania kolejnych miast przez Zakon, zdążył on uregulować kwestię dziesięcin pobieranych w Gdańsku oraz jego okolicach.
Łokietek w trakcie chwilowego zawieszenia broni zebrał odpowiednie siły i taktycznie starał się pozyskać plusy dla królestwa. Cała wyprawa pozwoliła mu na odzyskanie zaledwie kilku ośrodków kujawskich. Ziemia dobrzyńska jak i upragnione Pomorze pozostało w rękach krzyżackich.
Mimo to walki, prowadzone nierównymi siłami, dowiodły wytrzymałości strony polskiej, ponieważ pomniejszyły zasięg krzyżackich najazdów. Doprowadziły one również do pierwszego starcia sił polskich przeciwko krzyżackim na otwartym polu pod Radziejowem i Płowcami. Wtedy to wojsko Królestwa Polskiego skutecznie stawiło czoła najeźdźcy, mimo poniesionej porażki w końcowej fazie bitwy. Poza wycofaniem Krzyżaków z Kujaw zdołało to wzmocnić polską świadomość narodową oraz pokazać, że możliwe jest starcie z tak silnym wrogiem z godłem czarnego krzyża na białym polu.
Potyczki wojenne ciągnęły się latami, a zakon zapuszczał się w coraz to głębsze rejony Królestwa Polskiego. Ponowne pertraktacje za pomocą mediatora w postaci papieża rozpoczął Kazimierz Wielki.
Na zjeździe w Wyszehradzie wzięto pod lupę przynależność państwową Pomorza Gdańskiego oraz Kujaw. W międzyczasie zjazd ten miał rozwikłać spór o koronę polską między Kazimierzem Wielkim a Janem Luksemburskim. Decyzje podejmować miał sąd arbitrażowy władców Czech i Węgier, który w 1335 roku wydał wyrok, na mocy którego Zakon miał zatrzymać Pomorze i ziemię chełmińską, a zwrócić Polsce Kujawy i ziemię dobrzyńską. Natomiast w sprawie sporu o koronę Jan Luksemburski, król Czech i Polski, zażądał od Kazimierza 20 000 kop groszy praskich. Kazimierz zaakceptował te warunki i tym samym stał się niekwestionowanym władcą Polski. Co do pierwszej sprawy – oczekiwano, lecz warunki nie zostały spełnione.
Na następnym procesie w Warszawie z 1339 roku wydano wyrok: „[…] przyznawał Polsce zwrot także Pomorza Gdańskiego i Ziemi Chełmińskiej”. Nie można spodziewać się cudów – tego wyroku również władze zakonne nie zaakceptowały. Nie znalazły jednak one argumentów na odrzucenie tej decyzji – sąd przebiegał nawet w miejscu niebędącym ani w Królestwie Polskim ani na ziemiach przejętych przez Zakon. Przy pomocy papiestwa i czeskiej dynastii Luksemburgów doprowadzono do zawarcia układu pokojowego.
Traktat podpisano w Kaliszu 8 lipca 1343 roku. Polska miała zrzec się ziemi chełmińskiej, michałowskiej oraz… zrezygnować z Pomorza Gdańskiego, czyli przekazać ją zakonowi w formie „darowizny”. W przypadku rozpoczęcia ponownej walki z Polską Krzyżacy traciliby tę jałmużnę. Kazimierz Wielki uzyskał również tytuł: „Pana i Dziedzica Pomorza”. Pozwalało to na późniejsze wystąpienie z roszczeniami o tereny pomorskie władcy polskiego.
Tak właśnie po ponad trzydziestu latach wysiłków wojennych i dyplomatycznych chciano zamknąć sprawę dzielnicy pomorskiej. I zamknięto, lecz znów nie na długo, bo konflikt polsko-krzyżacki ciągnął się w najlepsze, a Pomorza jak nie było w  granicach – tak nie ma.
                Pomorze zostało zaanektowane przez zakon krzyżacki. Scementowano na nim twór państwowy, jak i gospodarczy w strefie Morza Bałtyckiego. Rozwinęła się tu sieć osadnicza miast i wsi, zasiedlonych mieszczanami i chłopami z Rzeszy. Dzięki takiej „sielankowej” sytuacji Zakon zaczął kierować swoje siły na kolejny teren – Żmudź. Właśnie z tej części konfliktu polsko-krzyżackiego znamy Unię w Krewie, bunty na Żmudzi, oraz przesławną bitwę pod Grunwaldem. Bitwa ta nie zażegnała jednak żadnego sporu – walki, potyczki trwały dalej. Dlatego obie strony, zmęczone już kolejnym tak wyczerpującym przebiegiem spraw zaczęły skłaniać się do rozejmu. Zawarto go 9 grudnia 1410 roku w Nieszawie i miał on trwać do 11 stycznia 1411 roku. W ciągłej atmosferze wzajemnej nieufności zawarto jednak pokój 1 lutego 1411 roku między Jagiełłą a zakonem krzyżackim. Zwrócono wcześniej zajęte ziemie, wypłacono odszkodowania, zobowiązano się do kilku założeń. Dzięki wycieńczającej walce, po 1411 roku okazało się, że państwo krzyżackie pozostaje osłabione gospodarczo, politycznie i właśnie weszło w fazę trwałego kryzysu wewnętrznego. Ułatwiło to powstanie opozycji antykrzyżackiej i zbliżeniu jej do Polski. Nie oznaczało to jednak, że tak zwana: „Wielka Wojna” została zamknięta i przemieściła szalę zwycięstwa na którąś ze stron. Ani Zakon ani strona polsko-litewska nie chciała godzić się z postanowieniami pokoju toruńskiego. Stawał się on tylko „czasowym kompromisem”, którego starano się zerwać. Jagiełło wraz z Witoldem pragnęli trwale odzyskać posiadanie Żmudzi i pełnego powrotu Pomorza Gdańskiego wraz z ziemią chełmińską do Królestwa Polskiego. Natomiast wielki mistrz Henryk von Plauen zmierzał do obalenia warunku o swojej rezygnacji ze Żmudzi.
Całą sytuację zaogniały wypady na pogranicza Polskie, kłopoty z ustaleniem granicy prusko-litewskiej, czy nawet sprawa z wymianą jeńców. Ograniczenie swobody poruszania się kupców polskich na terenach pruskich, surowe represje wobec Polaków zamieszkałych na Pomorzu i w końcu wstrzymanie spłacenia dwóch ostatnich rat odszkodowania z pokoju toruńskiego – to wszystko przyczyniło się do naprężenia i wzrastania nigdy niezażegnanego konfliktu. Sprawa międzynarodowa sprzyjała polityce królestwa polskiego. W 1412 roku Polska pozyskała, już byłego, sojusznika krzyżackiego dla siebie i odnowiła przyjazne kontakty polsko-węgierskie z Zygmuntem Luksemburskim. W sierpniu tego samego roku król Węgier wydał kolejny wyrok, który ograniczał się do potwierdzenia traktatu toruńskiego, a ostateczne orzeczenie miało paść w przeciągu dwóch lat po rozstrzygnięciu wszystkich spraw spornych. Do wybadania ich wyłoniono wysłannika Zygmunta 
 – Benedykta Makraya.
Jan Luksemburski

Zygmunt Luksemburski

Po stronie polskiej zebrano wtedy bogaty materiał prawno-historyczny, który utrwalał przeświadczenie o dawnej więzi ziem pomorskich z Królestwem Polskim, którą trzeba odbudować, nawet poprzez zerwanie postanowień traktatu toruńskiego. Od 1413 roku władze Zakonu odstąpiły od sądu Makraya, oskarżając go: „iż ceni sobie bardziej świadectwa pogan niż Zakonu”. Krzyżacy zaczęli przygotowywać się do wojny, a  Makray wydał nieprzychylny dla nich wniosek. 
Tak właśnie w atmosferze wzajemnych oskarżeń i skarg na forum międzynarodowym wielki mistrz von Plauen zdecydował się rozprawić z Pomorzem Słupskim. Niedługo później wyruszył z wyprawą na ziemię lubawską. Nie osiągnął wiele , kiedy to rycerstwo z wielkim marszałkiem Kuchmeistrem na czele odmówiło posłuszeństwa i po prostu zawróciło do domu. Dostojnicy zakonni wyraźnie zrozumieli, że łamanie przyjętych układów podważa opinię o Zakonie w świecie chrześcijańskim i usunęło wielkiego mistrza von Plauena ze stanowiska. Zastąpił go właśnie Michał Küchmeister von Sternberg, który od razu nawiązał kontakty z Jagiełłą, dzięki czemu ustalono datę wspólnego zjazdu.
Już pierwsze rozmowy prowadzone przed radców obu stron w drugiej połowie kwietnia 1414 roku w Grabiach ujawniły całkowitą ich odmienność. Polscy radcy królewscy 25 kwietnia wysunęli wobec Zakonu postulaty roszczeń rewindykacyjnych obejmujących Pomorze Gdańskie, ziemię chełmińską, ziemię michałowską oraz posiadłości Zakonu na Kujawach, Drezdenko i Santok, oraz Żmudź i Jaćwież. Roszczenia polskie zostały przez władze krzyżackie odrzucone. W trakcie osobistego spotkania króla polskiego i wielkiego mistrza, von Sternberg zgodził się jedynie na całkowitą rezygnację ze Żmudzi. Sprawa pozostała nierozstrzygnięta i tak właśnie na początku maja obie strony rozjechały się bez jakiekolwiek porozumienia.
Między kolejnymi próbami dyplomacji mistrz zakonu przygotowywał zabezpieczenie Prus przed nadchodzącym konfliktem zbrojnym. Wzmocnione zostały zamki krzyżackie, do obwarowanych miast wysyłano oddziały zaciężnych. Głównym założeniem prowadzenia tych potyczek miało stać utrudnienie w zaopatrywaniu wojsk Jagiełły. Kierując się tą metodą władze Zakonu nakazały spalić miasta, wraz z zapasami, a ludność przenieść do kolejnego, gdzie nie dotarły jeszcze wojska polsko-litewskie. Czego nie spalili Krzyżacy – zostało zrabowane i zniszczone przez oddziały Jagiełły. Po niespełna pięciu tygodniach brakowało już paszy dla koni, jedzenia dla rycerzy, szerzyły się choroby. „Wojna głodowa”, jak nazwano później owe działania wojenne, trwała od 18 lipca do 8 października 1414 roku. Dwuletnie zawieszenie broni podpisano w Brodnicy. 
Głównym osiągnięciem „wojny głodowej” stało się zakwestionowanie warunków traktatu toruńskiego. Kolejnymi czynnikami, które mimo wycieńczenia wojska królestwa Polskiego, wspomogły sprawę króla było gospodarcze wyniszczenie ziem pruskich, jak i sprawy finansowej państwa zakonnego. Dzięki tym działaniom sprawę z Zakonem przeniesiono na forum soboru w Konstancji, co sprawiło, że działania wojenne ucichły na kilka lat.

                        Sobór w Konstancji zakończył się w 1418 roku. Przez całą jego działalność nie udało się rozstrzygnąć sporu Polski-Litwy i Zakonu. Od samego początku obie strony przedstawiały zupełnie odmienne, kłócące się ze sobą koncepcje. Różnice między zeznaniami, polemikami były zatrważające. Strona królestwa polskiego kwestionowała ostre nawracanie na wiarę chrześcijańską, podkreślając, że poganie posiadają prawa na równi z osobami wyznania katolickiego. Poglądy te same w sobie podważały sens istnienia Zakonu, z celem opartym na zbrojnej misji. Odpowiedzią na te zarzuty była reakcja zakonników, którzy bronili założeń istnienia swojego zgromadzenia i akcentując agresywność oraz nieokrzesanie pogan, przez co nawracanie ich za pomocą miecza jest przymusowe. Zarzucali również Jagielle posługiwanie się poganami w walce. Przedstawiciel polsko-litewski, Paweł Włodkowic w zamian za to określił zakon krzyżacki jako sektę heretycką i domagał się jego zniszczenia. Aby wyrównać zaciętą wymianę zdań poruszano możliwość przemieszczenia Krzyżaków z terenów spornych na granicę turecko-tatarską.
Chcąc dać sobie jeszcze więcej czasu na odbudowanie sił zdecydowano się na przedłużenie rozejmu z Zakonem. Wybrano wtedy również nowego, świeckiego arbitra – Zygmunta Luksemburga. Okazało się to pomyłką – pomimo zawartego sojuszu z Królestwem Polskim król węgierski nie potrafił obrać stanowczej pozycji w tym konflikcie. Z powodu wydanego przez niego wyroku znów rozpoczęto działania zbrojne. Powtórzono taktykę z 1414 roku, unikając bezpośrednich starć i oblegania głównych twierdz krzyżackich. Dopiero nad jeziorem Melno podpisano – korzystny dla Królestwa Polskiego! – pokój. Rozejm z 27 września 1422 roku przyznawał Polsce i Litwie Żmudź oraz posiadłości Nieszawskie. To właśnie ten pokój „zamykał” fazę konfliktu polsko-litewsko-krzyżackiego, jeszcze z 1411 roku.
                        Byłoby zbyt pięknie, gdyby sprawa Pomorza Gdańskiego została rozwiązana w założeniach pokoju melneńskiego. Każda decyzja w tak zaognionym konflikcie mogła stać się przyczyną wybuchu kolejnej wojny. Wszystkie rozejmy, pokoje były jedynie czasowym odroczeniem bezpośredniego starcia. I tak konflikty zbrojne przewalały się przez tereny sporne, wzajemnie na siebie najeżdżano, prowadzono bitwy, szukano znów czasowych odroczeń starć. Wydawałoby się, że już od wieku Królestwo Polskie toczy błędne koło. Brakowało bezpośredniego, stanowczego ruchu? Nie do końca. 
Związek Jaszczurczy
                        Już w 1397 roku w odpowiedzi na ucisk podatkowy, zakonne monopole handlowe, represje i rozprzestrzeniający się kryzys w Prusach powstał Związek Jaszczurczy. W charakterze konfederacji planowali połączenia ziem pomorskich z Polską. W 1440 powstał Związek Pruski, w którego włączono wcześniejszą konfederację. W dążeniu do swoich celów nie przeszkodziła im nawet ekskomunika czy wyrok cesarski (bulla papieska jak i wyrok były sfałszowane). Tak kolejną iskrą w konflikcie stało się wypowiedzenie posłuszeństwa przez członków Związku Pruskiego wielkiemu mistrzowi. Dwa dni później, bo 6 lutego 1454 roku powstańcy zajęli Toruń, Elbląg, Gdańsk oraz Królewiec z mniejszymi posiadłościami. Nie chcąc pertraktować z wielkim mistrzem krzyżackim Tajna Rada Związku Pruskiego wysłała swoich wysłanników do Krakowa, przed oblicze Kazimierza Jagiellończyka. Na czele rady stanął Jan Bażyński, który przekazał prośbę o przyjęcie władzy przez Polskę nad całymi Prusami, powołując się na przynależność do Królestwa Polskiego Pomorza, ziemi chełmińskiej i michałowskiej. Prośba poselstwa stała się tematem gorących dyskusji, bo wraz z inkorporacją wysnuwali szereg przywilejów, które mieliby uzyskać. Rokowania na Wawelu zakończono 6 marca 1454 roku wydaniem formalnego aktu przejęcia Prus przez władze Polski.
                        Tym razem liczono na ostateczne rozwiązanie sprawy. Nie spodziewano się jednak takiego oporu militarnego ze strony Zakonu. Wojna Trzynastoletnia – tak nazwano konflikt z lat 1454-1466- była nowym „typem” wojny, prowadzonej przez Królestwo Polskie. Zmieniono formacje wojskowe: z pospolitego ruszenia, na wojsko zaciężne. Walki prowadzono na lądzie jak i na morzu. Zainteresowaniem tym konfliktem wykazały państwa skandynawskie, kraje Cesarstwa, Czechy czy sam papież.                                                                                                          
Wojsko polskie pomimo porażek na lądzie, wspaniale dawało sobie radę na Bałtyku. Podjęto próby ułożenia pozytywnych stosunków z królem duńskim – i to z sukcesem. W trakcie chwilowego pokoju na lądzie z Krzyżakami udało się wyłączyć kolejnego pretendenta do opanowania Pomorza.
Pośród tych działań wojennych, gdzie szala zwycięstwa przechylała się co dnia na drugą stronę, wyraźnie odznacza się ostatni etap wojny. Lata 1464-66 ukazują pełną inicjatywę sił polskich na lądzie jak i na morzu, aż do ostatecznego wyparcia sił krzyżackich z Pomorza Gdańskiego. Zaznajomieni ze swoją porażką Krzyżacy już w 1465 proponowali rozpoczęcie rokowań. Były to niekiedy kilkudniowe, lub chwilowe rozejmy, bo w czasie ich podpisywania trwały jeszcze zacięte walki, którym nie widać było końca. Za już „trwały” rozejm wzięto się w Toruniu, 23 września 1466 roku. Aby uniknąć kolejnych ostrych i nic nieznaczących wymian zdań naradzano się i za pomocą legatów przedstawiano drugiej stronie swoje żądania.
                        Uroczyste zaprzysiężenie traktatu odbyło się 19 października 1466 roku w Sali toruńskiego Dworu Artusa. Akt po uroczystych formalnościach został przypieczętowany przez obie strony. W myśl traktatu zakon krzyżacki oddawał Królestwu Polskiemu ziemię chełmińską, michałowską, oraz tak upragnione Pomorze Gdańskie. Zakon rezygnował także z Malborka oraz terenów żuławskich. Pozostałe ziemie Prus właściwych – Prusy Dolne, Górne, czyli posiadłości nad Zalewem Wiślanym – zostawały przy Zakonie, który od tamtej chwili miał sprawować nad nimi władztwo terytorialne. W traktacie została również mocno podkreślona podległość Zakonu królowi polskiemu, który zaraz po papieżu, miał miano „zwierzchnika i pana”.
            Po ponad wieku walk, potyczek, wylewania krwi, odzyskano Pomorze Gdańskie. To tak naprawdę jeden z wielu pozytywnych skutków tych przewojowanych lat. Utrata suwerenności przez Zakon, zniszczenie ich państwa z ziem nadbałtyckich, zyskanie przez Królestwo Polskie nowych sojuszników, wzmocnienie swojej niezależności od papiestwa, wzmocnienie monarchii Jagiellońskiej na arenie międzynarodowej… skutki były widoczne wszędzie, gdzie ta wojna dała o sobie znać. Tak dano sobie dowód na, może i późną, może zbyt skomplikowaną, umiejętność jednoczenia się sił polskich. W całym tym konflikcie korzystano również  z innej umiejętności: wykorzystaniu błędów przeciwników i nauce na błędach. Każde dotarcie do celu uwarunkowane jest na porażkach i sukcesach, a aby do niego dotrzeć trzeba się wyjątkowo „napracować”. Idealnym przykładem tego mamy właśnie, wyżej opisany, trud zadany sobie by odzyskać Pomorze Gdańskie. 








――――――――――――――――――――――――――











Żródła:
·         Biskup Marian „Wojny Polski z Zakonem Krzyżackim (1308-1521)”
Szczur Stanisław „Historia Polski średniowiecze”
·         Wyrozumski Jerzy „Historia Polski do roku 1505"
Arnold Stanisław, Żychowski Marian „Zarys historii polski” 
Pod red. Ewy Trzeciak „Panorama dziejów Polski”
·         Żmudzki Paweł „Poznać przeszłość, zrozumieć dziś starożytność, średniowiecze”

1 komentarz: